Na co burmistrzowi tyle pieniędzy? Obsesyjnie występująca awersja Tomasza Łyżwy

Na co burmistrzowi tyle pieniędzy? Obsesyjnie występująca awersja Tomasza Łyżwy

Radni miejscy już po raz trzeci przystąpili do próby przegłosowania zmian w uchwale budżetowej. Raz uchwałę odrzucili, drugi raz wynik wyszedł remisowy, a za trzecim razem zaskoczenie – tylko 3 radnych przeciwko.

Pieniądze zawsze budzą wiele emocji. Szczególnie, kiedy chodzi o pieniądze na wynagrodzenia w mieście, czyli pracowników urzędu miasta, szkół, przedszkoli, POSiR itd. Zdaniem radnych burmistrz ciągle kogoś nowego zatrudnia, potrzebuje pieniędzy na wynagrodzenia, ale nigdy jakoś nikt nie wspomina, ile dotychczas pracujących osób już odeszło na emerytury lub zmieniło pracę. Nowy pracownik nie zawsze musi być „nadzatrudniony” i nie wszyscy zatrudnieni w jednostkach podległych miastu zarabiają „kilka tysięcy pochodzących z kieszeni podatników”, choć faktycznie najniższa krajowa, to „kilka tysięcy”, więc wszyscy w tysiącach pobierają pensję za swoją pracę. Radni opozycyjni pozwalnialiby niemalże wszystkich, bo wiadomo, że większość pracowników tylko otrzymuje wynagrodzenie i nic nie robi, burmistrz na to pozwala i pewnie osobiście za „swoich pracowników” wykonuje ich obowiązki służbowe, tylko właściwie też nie wiadomo, kiedy, bo już mówiono, że burmistrz to albo jest nieobecny, albo na urlopie, albo na zwolnieniu. Właściwie w tym mieście pracują chyba wyłącznie radni i to też nie wszyscy, bo przecież część z nich „jest kupiona”. Ciężko pracuje pewnie tylko grupa opozycyjna, ale też nie każdy, bo kilka osób nie pojawia się na sesjach i komisjach, a niektórzy właściwie głównie milczą i efektem ich pracy jest jedynie oddanie głosu podczas głosowania.

Po wakacjach radni wrócili do wytężonej pracy na rzecz miasta i mieszkańców, społecznie, bo przecież ich dieta nie jest wynagrodzeniem, ale ekwiwalentem za utracone korzyści jakich radny nie uzyskuje w związku z wykonywanym mandatem, np. pomniejszone wynagrodzenie za pracę w związku z obecnością na sesji rady gminy. Mamy w składzie rady również osoby niepracujące i jednocześnie ociągające się z pracą w funkcji przewodniczącego komisji – brak posiedzeń tejże komisji. Chodzi o komisję skarg, wniosków i petycji, która od kilku miesięcy (od marca) nie zebrała się w żadnej sprawie. Zupełnie jakby nikt nie zwracał się z żadną sprawą do rozstrzygnięcia. I to jest ciekawa praca społeczna – wystarczy przyjść na posiedzenie innej komisji, w której zasiada się w randze członka, być obecnym na sesjach i każdego miesiąca na konto wpływa nieopodatkowana kwota w wysokości niemalże najniższej krajowej. Można też być radnym zadającym ciągle pytania, podobno niektóre z nich są „interesujące”, nie trzeba niczego wiedzieć, bo radny w każdej wypowiedzi zawiera kilkukrotnie stwierdzenie „no nie wiem”, a w momencie dopuszczenia do głosu swoją wypowiedź rozpoczyna od słów: „mam takie pytanie”. Dieta w tym przypadku to raptem 2.500 zł miesięcznie. Za 3.200 zł można z niczym się nie zgadzać, głosować prawie zawsze przeciwko wszystkiemu i pouczać nieustannie każdego w koło lub jak to wybrzmiało w miniony wtorek podczas sesji: zachowywać się jak gamoń, który rządzi i wydaje mu się, że jest królem.

W czyimś oku zawsze łatwo zauważyć drzazgę, więc radni miejscy liczą i przeliczają na co burmistrz wydaje publiczne pieniądze, oczywiście niepotrzebnie, czemu oni są przeciwni.

Panie burmistrzu, dwukrotnie przegrywa pan głosowania i trzeci raz poddaje pan pod głosowanie, żeby rada miasta zdjęła środki w kwocie 300 tys. zł, bo, no bo tu pani skarbnik i pan nie dopowiedział, bo brakuje nie panie burmistrzu na gaz, prąd, centralne ogrzewanie czy inne usługi, które miasto kupuje, bo ja to myślę, że to jest 10% tej kwoty, tej kwoty, czyli strzelam niech to będzie pół miliona, 50 tys. na faktury. Nie wiem, mówił pan, że z terminem są już zapłaty, chciałbym te faktury zobaczyć – mówił radny Maślanek, choć faktycznie nie „strzelał”, bo od tygodnia mógł analizować projekt uchwały wraz z załącznikami i wie doskonale co i gdzie jest dopisane. Faktury burmistrz przyniósł na ostatnią sierpniową sesję, ale jakoś nikt nie był nimi zainteresowany. – Bo chyba nie jest, bo chyba nie jest tak źle, bo pan już wieszczył czarne chmury nad miastem w sierpniu i nic takiego się nie stało, nikt prądu nie odciął panie burmistrzu, ale 90% tej kwoty, o którą pan teraz wnioskuje i zdejmując, zdejmując z i wykreślając z działu np. budowę ulicy Nowej, te 300 tys. panie burmistrzu, to ja to powiem, niech ma pan odwagę po prostu potwierdzić, to są środki na wynagrodzenia panie burmistrzu, na wynagrodzenia i tyle.

Tyle, że w projekcie uchwały były zapisy kwotowe – zakup energii (prąd, gaz, ciepło, woda) w sumie wyniósł 550.000 zł, a wynagrodzenia 200.000 (pensje i pochodne od pensji leżące po stronie pracodawcy: ZUS, podatki, Pracownicze Plany Kapitałowe), z czego odpis na Zakładowy Fundusz Świadczeń Socjalnych prawie 100.000 zł. W POSiR np. zabrakło 133.000 zł, z czego zakup energii to raptem 110.000 zł.

Nie ukrywam, spotykamy się po raz trzeci i mówimy jest drogo, również w mieście jest drogo. Prąd jest drogi za który musimy zapłacić, pensje poszły w górę, musimy pracownikom zapłacić. Nie ukrywamy tego, tylko mówimy wprost, że może przyjść taka chwila, że w pewnym momencie nam tych pieniędzy zabraknie i tutaj jest nasza odpowiedzialność za to, żebyśmy ten projekt uchwały wspólnie przyjęli – mówił Robert Kowalczyk. – Żałuję, że w taki sposób ograniczyliśmy z panią skarbnik ten budżet, że go skrajaliśmy na wydatki na poziomie z 2022 r. Bo gdybyśmy wprowadzili do niego, przewidzieli w nim te wszystkie wydatki, mielibyśmy być może dzisiaj mniej problemów, ale my chcieliśmy, żeby jak najwięcej tych inwestycji do tego roku wprowadzić. Dlatego zarówno na energię czy na płace przewidzieliśmy wydatki na poziomie podobnym jak w 2022 r., co było oczywiście błędem.

Regionalna Izba Obrachunkowa zatwierdzając budżet miasta na rok 2023, wskazała, że wydatki bieżące są zaplanowane na zbyt niskim poziomie w stosunku do zapowiadanych wzrostów kosztów, m.in. właśnie na energię i podwójne podwyżki najniższej krajowej. Radni mieli więc świadomość tego, że w drugiej połowie roku będą musieli przesuwać środki, by pokryć to, co zostało niedoszacowane.

W budżetówce wzrost kosztów płac nie wynika z tego, że pan burmistrz chce komuś dać podwyżkę, bo mu się tak podoba. To jest obowiązek ustawowy po prostu, z którego my jako administracja miasta i my, jako rada powinniśmy się wywiązać w sposób przykładny – dopowiedział radny Zbigniew Belowski.

Radni chcieli jednak, żeby burmistrz „powybierał” z projektu to, co oni uważają, że można lub trzeba zapłacić, czyli zostawić 300 tys. zł na budowę ul. Nowej zgodnie z wykonanym projektem –  tego wykonać się nie da w tym roku, a w przyszłości trzeba albo zmienić plan zagospodarowania, albo inaczej rozwiązać kwestię wykonania nie budowy, ale remontu ulicy oraz wpisać zadania w ramach Programu Inicjatyw Lokalnych, gdzie połowę kosztów pokrywają mieszkańcy. Resztę chcieliby odrzucić, bo zapisane wydatki i dochody są zbędne.

Budżet, to jest cały budżet. To nie jest rzecz wybiórcza, którą sobie wybierzemy, bo mnie się ten kawałek podoba, a inny mi się nie podoba – mówił burmistrz. – To znaczy, że ja mam dać nauczycielom pensje, a urzędnikom w mieście nie dać pensji? To ja mam wyłączyć oświetlenie w POSiR, a w mieście włączyć? A co mam zrobić ze szkołami? (na energię w oświacie potrzeba 130.000 zł). To nie jest tak, że możemy sobie pozwolić, bo ten budżet został tak przez panią skarbnik przygotowany, że zmniejszamy deficyt, że staramy się wypełniać nasze wszystkie zadania tak, żeby nas było stać i na prąd, i na pensje, ale żebyśmy również wspólnie wykonywali zadania z naszymi mieszkańcami, ze wspólnotami czy spółdzielniami. To nie jest tak, że możemy sobie do jednego zadania podejść, bo nam się podoba, a drugie zadanie nam się nie podoba. To jest całość uchwały budżetowej, która jest bardzo ważna. Przecież każdy z nas ma swoje gospodarstwo domowe i w tym gospodarstwie kalkuluje, ile potrzebuje na to, ile na to i ile potrzebuje na tamto i sami w budżetach domowych robimy to samo, co w mieście.

 Propozycja radnego Maślanka, by jednak powstał odrębny projekt uchwały budżetowej w którym zapisane będzie tylko to, „co się radnym podoba”, nie spotkała się od początku z przychylnością burmistrza, który uzasadnił: „między innymi dlatego panie przewodniczący, że ja i pani skarbnik odpowiadamy za to miasto i to my odpowiadamy swoimi, że tak powiem głowami za to miasto, a nie pan odpowiada. Jak pan zostanie burmistrzem, to będzie pan wprowadzał różnego rodzaju swoje innowacje i pan w inny sposób spojrzy na to. My z panią skarbnik patrzymy na nasz budżet całościowo i chcielibyśmy, żeby nam nigdzie nie zabrakło tych pieniędzy”.

Obsesja awersja wynagrodzeń

Do dyskusji, jako głos popierający radnego Maślanka, włączył się Tomasz Łyżwa, który mówił, że zgadza się z tym, by wyłączyć z budżetu to, co zaproponował przewodniczący.

Ja powiedziałem z którymi bym się zgodził, a nie dokończyłem z którymi bym się nie zgodził. Bo tutaj jest sporo środków na energię i na wynagrodzenia. No powiem tak, polityki takiej zatrudnieniowej pana burmistrza ja nie kształtuję. Panie burmistrzu, no w tym roku pan zatrudnił ludzi i powinien pan troszeczkę przewidzieć. Wiemy chyba o kogo chodzi, bo nie wiemy, czy to było bardzo zasadne, bo nie wiem co to jest za specjalista pan redaktor, który musiał być zatrudniony, no i koszty miasto ponosi – mówił Tomasz Łyżwa, który faktycznie nie wie, ale publicznie podważa czyjeś kompetencje już nie po raz pierwszy. Dieta radnego to również koszty, które miasto ponosi, a przecież wiadomo, że „musi” być wypłacona, niezależnie od wkładu pracy na rzecz miasta. – I z tym akurat ja się osobiście nie zgadzam, bo no teraz nam brakuje, tak? I jeśli pan nie zmieni tej uchwały i nie będzie pan robił takich zbitek po raz kolejny, jeśli by pan to rozdzielił tak jak tu sugerujemy, to bym poparł oczywiście propozycje tutaj dołożenia do tych środków na inwestycje.

Radny Łyżwa pewnie załączników do uchwały nie analizował, bo wiedziałby, że brakujące środki nie są przeznaczone na pensję jednej zatrudnionej osoby. Wszystko w koło się zmienia, informatyzacja postępuje bardzo szybko, e-usługi są wszędzie, każdy pracuje przy komputerze, zdalnie można załatwić niemal każdą sprawę, ale zdaniem radnego nowy informatyk zupełnie nie jest potrzebny i właściwie co to za specjalista, skoro radny nie wie, co robi i po co.

Właśnie mogliście zobaczyć jak pan Tomasz sprawnie szantażuje burmistrza, bo mówi, że pani Kasi w urzędzie to by dał wynagrodzenie, ale panu Mariuszowi w urzędzie to by nie dał. Panie radny Łyżwa, jeśli pan będzie burmistrzem, to będzie pan mógł przyjmować, zwalniać. To jest akurat moja kompetencja i chcę panu powiedzieć jedno, w urzędzie nie wzrosło zatrudnienie, odkąd ja jestem burmistrzem, wręcz przeciwnie, zmalałoodpowiedział Robert Kowalczyk, choć to akurat radny Łyżwa wiedzieć powinien, bo każdego roku otrzymuje Raport o stanie miasta, w którym poziom zatrudnienia również jest zamieszczany. – Wynagrodzenia wynikają z bardzo prostej rzeczy, z dwukrotnego podniesienia najniższej. Wszyscy liczą, że to jest 300-400 zł, a gdzie są pochodne? Państwo radni chcielibyście, panie radny Łyżwa, żeby nasi mieszkańcy, nasi pracownicy nie brali pensji?

Ja nie wiem, u niektórych radnych, konkretnie w tym wypadku u radnego Łyżwy obsesyjnie występuje awersja, kiedy widzi, że gdzieś wzrastają wydatki na pensje, ale proszę sobie zdać sprawę, bo chyba pan tego do końca nie rozumie, że to jest konsekwencja polityki m.in. rządu, którego pan jest fanem i zwolennikiem, który rozdaje pieniądze w różny sposób, to jest powszechnie wiadome i nie ma tu nawet co dyskutować, podnosząc jednocześnie najniższe pensje, a my musimy tę żabę zjadaćstwierdził Zbigniew Belowski i dodał, by zaprzestać wreszcie opowiadania w kółko tego samego na co kto by się zgodził, a na co by się nie zgodził. – To nie jest akurat licytacja czy handel ogórkami czy ubraniami na jakimś bazarze, bo to wszystko nie podlega negocjacji, bo to są pewne decyzje, pewne priorytety, które trzeba uszanować i nie można z nimi dyskutować.

Głos w sprawie zabrał również Krzysztof Bińkowski, który powiedział, że właściwie każdy radny ma wśród znajomych kogoś, kto pracuje w jednostkach podległych miastu i nie jest żadną tajemnicą, że ludzie ci zaczęli się zastanawiać czy decyzją radnych faktycznie nie zostaną bez pensji. Radny dodał, że nigdy nie był osobą, która by chciała zarządzać czyimiś wynagrodzeniami, bo uważa, że każdy za swoją pracę powinien otrzymać należyte wynagrodzenie.

Jakie wynagrodzenia uważane są za należyte trudno stwierdzić, ale większość pracowników samorządowych faktycznie zarabia najniższą krajową lub niewiele więcej. „Tysiące złotych z kieszeni podatników” jest więc jedynie zagrywką ze strony osób, które tych tysięcy już w mieście nie zarabiają lub nie zarabiali nigdy, ale otrzymali obietnicę, że po wyborach… zostaną nawet np. kierownikiem wydziału promocji w urzędzie, choć wydział ten już dawno został zlikwidowany.

Radni uchwałę przyjęli, bo tylko Paweł Abramowicz, Tomasz Łyżwa i Wojciech Maślanek byli przeciwni, Paweł Kobylas głosu nie oddał, a Krzysztof Bińkowski i Iwona Wydmuch wstrzymali się od głosu, za co rozpoczęła się na nich prawdziwa nagonka, że „sprzedali się” burmistrzowi, a w tej radzie jest tylko „trzech sprawiedliwych” broniących budżetu, którzy w efekcie chcieliby doprowadzić do sytuacji, że faktycznie nie byłoby z czego wypłacić ustawowych podwyżek pensji i wszelkich pochodnych, może po to tylko by pracownicy odwołali się do sądu pracy? Nie zostałby opłacony gaz potrzebny np. do wznowienia pracy basenu po wakacjach, bo jak mówił radny Maślanek – gaz na basenie nie jest potrzebny, bo basen nieczynny. Czy zwyczajnie nie zapłacić za ogrzewanie i wodę w szkołach i przedszkolach, w mieszkaniach komunalnych, bo wiadomo, że miejska spółka i tak swe usługi dostarczy, ale odnotuje stratę finansową. I znów byłby argument, że gdyby burmistrz nie zatrudnił w radzie nadzorczej PWKC Rafała Rajkowskiego, to spółka osiągnęłaby lepszy wynik finansowy.

Całą sesję radny Belowski podsumował krótko:

Takiej manipulacji jak dzisiaj, to ja nie widziałem w czasie całej mojej pracy w samorządzie. Powiem wprost, to co pan przewodniczący dzisiaj wyprawiał, to jest po prostu manipulacja najwyższego rzędu i ja myślę, że to się odbije szerokim echem – i przewodniczącemu Maślankowi takie słowa zupełnie nie odpowiadały, więc mówił do radnego o kulturze (jak zwykle) i próbował przerwać mu wypowiedź przekrzykując go, bo uznał, że to nie jest oświadczenie po głosowaniu. – Ja o uchwale mówię. Czy może się pan raz zachować jak normalny przewodniczący rady, a nie jak gamoń, który rządzi tutaj i wydaje mu się, że jest królem? Niechże się pan ogarnie (…). Pan jest prostak i pan mnie kultury uczył nie będzie.

I Wojciech Maślanek ostatecznie odebrał głos radnemu Belowskiemu, bo wyrażać swoją opinię o innych można, ale wszystko zależy od tego kto mówi i o kim, co już niejednokrotnie było dość wyraziste podczas dyskusji na komisjach i sesjach. Teraz w mediach społecznościowych pokrzykiwania, że dobrzy są tylko ci radni, którzy głosują przeciwko pomysłom i uchwałom burmistrza, wszyscy inni są źli, bo chcą by miasto dalej funkcjonowało na tym samym poziomie i realizowało swoje zadania i ustawowe obowiązki.

Przeczytaj również

Komentarze