Przewodniczącemu „serce krwawi”, jego zastępca pomawia radnych, czyli polityczne cele walki z inflacją. Jaki wpływ na wyniki głosowania ma… marchewka?

Przewodniczącemu „serce krwawi”, jego zastępca pomawia radnych, czyli polityczne cele walki z inflacją. Jaki wpływ na wyniki głosowania ma… marchewka?

Promotor marchewki, doktor od zdrowych recept, kolorysta rzeczywistości. Hor-rendum podczas debaty, czyli krwawiące serce. Im bliżej wyborów samorządowych, tym na posiedzeniach rady coraz ciekawiej. Radni głosują za marchewki, handlują posadami, wymyślają nowe przysłowia, a burmistrz ratuje życie. Radny pomawia, a później wykręca się od odpowiedzi. Sprawy miasta schodzą na boczny tor, bo są rzeczy ważne i ważniejsze.

Podczas ostatniej sesji radni mieli podjąć, nie po raz pierwszy, decyzję o podwyżkach podatków lokalnych i opłat za śmieci. Nie chcąc drenować kieszeni mieszkańców oczywiście wszystkie propozycje odrzucili i nie obchodzą ich koszty ani argumenty, że inne samorządy dawno podniosły podatki i opłaty lokalne. Zarzucają sobie wzajemnie populizm i w obronie budżetów domowych tną wpływy do kasy miasta, a przy okazji rozdają publiczne pieniądze na koszty komornicze.

Często z ust, głównie przewodniczącego rady miasta, pada określenie, że burmistrz jest tylko organem wykonawczym, za to rada organem uchwałodawczym. Na radnych więc spoczywa obowiązek takiego podejmowania decyzji, by burmistrz mógł wykonać budżet. Okazuje się jednak, że czasem radni odrzucają propozycje zmian, które skutkują m.in. zmniejszeniem dochodów, odrzucają pieniądze jakie miasto otrzymuje z zewnątrz, pytają o dotacje rządowe, które nie istnieją, chcą nie płacić zasądzonych odszkodowań, bo to wbrew ich sumieniu, choć wiadomo, że komornik doliczy sobie koszty za które zapłacą mieszkańcy. Pytają, dlaczego burmistrz wcześniej nie wnosił o podwyżkę podatków lokalnych, choć przecież sami ją odrzucili twierdząc, że nie ma co drenować portfeli. Pracownicy samorządowi, a właściwie ich pensje obciążają budżet miasta, bo zdaniem niektórych radnych można pracować na rzecz miasta za darmo, choć sami podnieśli swoje diety na początku kadencji do niemalże maksymalnych. Zgodnie i zazwyczaj jednomyślnie głosują tylko te uchwały, które narzuca ustawa i oczekują za to pochwał oraz szczególnego uznania. I tak jak w kraju, tak i w mieście, podziały widać wyraźnie. Dwa obozy ścierają się ze sobą, a za wszystko i tak w konsekwencji odpowiedzialność poniosą mieszkańcy.

Osobliwa dyskusja rozpoczęła się po oświadczeniu Roberta Kowalczyka, który podziękował tym radnym, którzy głosowali za zmianami. Określił ich jako radnych, którzy biorą odpowiedzialność za stan finansów miasta. Pozostali usłyszeli, że dla nich ważniejsze są „jakieś inne, być może polityczne cele” niż dbanie o budżet. Wyjaśniał, że zwiększone wpływy do budżetu pozwoliłyby skuteczniej pracować na rzecz mieszkańców, ale radni zadecydowali by miasto obniżyło jednak jakość usług, z których korzystają mieszkańcy. Ponieważ radni, każdej kadencji samorządu, zawsze zrzucają winę na poprzedników, to Robert Kowalczyk zapytał czym ten skład różni się od poprzedniego „skoro powodujecie, żeby miasto ponosiło dodatkowe, dalsze koszty”.

Rolą moją i pani skarbnik, my się nie oglądamy na to czy są wybory za 4 miesiące, my staramy się tak prowadzić finanse naszego miasta żebyśmy proponowali naszym mieszkańcom sukcesywny rozwój z roku na rok. Szkoda, że sześciu radnych nie widzi tego, co się udało zrobić przez te 5 lat. Myślę, że gdybyście zauważyli, to moglibyśmy zrobić dużo więcej.

I te słowa rozpoczęły dziwną dyskusję o wszystkim i niczym, choć głównym zamierzeniem było zarzucenie, że za pomysłami burmistrz głosują tylko ci, którzy otrzymali korzyści. Pozostali jako ci rozsądni i rozważni, dbając o dobro wspólne, wolą jednak by budżet nie spinał się, by nie było pieniędzy na inwestycje, a mieszkańcy odczuli zmiany boleśniej. Widocznie tak jest lepiej, gdyż każdy sukces burmistrza jest porażką opozycji. Radny Tomasz Łyżwa przyszedł na sesję z przygotowanym do odczytania tekstem oświadczeniem po głosowaniu, w którym powoływał się na nieistniejące przysłowia jako mądrość ludową, która miała usprawiedliwić atak na pozostałych członków rady.

Pozwoliłem sobie tak kilka słów powiedzieć podsumowania nad projektami uchwał któreśmy głosowali i nasuwa się, przynajmniej dla mnie, takie skojarzenie o takim przysłowiu, a przysłowia są mądrością ludu mówią, pewnie znacie o kiju i marchewce – rozpoczął radny Łyżwa, choć nie ma przysłowia o kiju i marchewce. Jest jednak stare przysłowie mówiące: jak nie prośbą, to groźbą. Mądrość ludu wskazuje metodę kija i marchewki, gdzie kij symbolizuje groźbę, a marchewka nagrodę. Metoda czy przysłowie – dla radnego żadna różnica, byle pasowało do treści zapisanej na kartce i przygotowanej do odczytania w ramach „notatki dla ułatwienia”. Metoda kija i marchewki, o której chciał zapewne wspomnieć radny, została w ostatnich latach odrobinę zmodyfikowana na skutek różnych działań w sferze publicznej. Teraz ta metoda funkcjonuje pod nazwą „dla jednych willa plus, dla innych Pegasus”. – Przed chwilą pan burmistrz troszeczkę wspomniał kogo pochwalić, kogo zganić. No i tak to troszkę trwa to prawie całą kadencję. I niektórzy z radnych apelowali, bądź w głosowaniach o zdrowy rozsądek. No to ja do tych radnych, a zwłaszcza do jednego, chciałbym tak zapytać czy zdrowy rozsądek co panu podpowiada? Jak pan otrzymał posadę od pana burmistrza w PWKC, to co panu podpowiada zdrowy rozsądek, kiedy pan ją straci? Czy, akurat tu tego pana nie ma, pana, że tak powiem posada pośrednio też obciążyła i budżet miasta, chociaż jest pan, no to jest spółka, a spółka jest w słabej kondycji. A takich osób jak pan radny w urzędzie i jednostkach podległych pracuje wiele obciążając znacząco budżet miasta. I czym pan burmistrz się kierował, czy zdrowym rozsądkiem i wyobraźnią zatrudniając te wszystkie osoby z drużyny na początku kadencji? Chyba brakowało jednak trochę zdrowego rozsądku i wyobraźni. Niepodnoszenie podatków przez 4 lata i myślenie, że jakoś to będzie, ale no niestety, nie udało się. Pod koniec kadencji zaczęło brakować.

Nie wszyscy zapewne pamiętają, ale w ubiegłym roku był projekt uchwały o podwyższeniu wysokości podatków lokalnych o wskaźnik inflacyjny (niższy niż ten podany przez ministra finansów), ale radni uchwałę odrzucili. Kiedy inflacja oscyluje na znikomym poziomie, co działo się przez lata, to samorządy raczej podatków nie podnoszą, jednak ostatnie 3 lata pokazały, że zamiast 2-3% wzrostu, inflacja może mieć blisko 20%. W tej kadencji wszystkie podatki lokalne powinny wzrosnąć o ok. 37%, zgodnie z danymi Prezesa Głównego Urzędu Statystycznego i obwieszczeniem ministerstwa finansów, ale grupa miejskich radnych jakby nie zauważała tych wskaźników, choć bez przerwy o tym toczy się dyskusja.

Nie mając większości w radzie miasta, z uporem maniaka przedstawia projekty uchwał o podwyżkach, zmianach w budżecie. Jeżeli propozycje nie są przegłosowane okłada radnych przysłowiową, przysłowiowym kijem, bo marchewki nie wszyscy radni przyjęli. Pan, panie burmistrzu przy każdej okazji mówi, że byłem u pana w gabinecie. Byłem. Nie byłem o posadę dla siebie i dla mojej rodziny, po przysłowiową marchewkę, tylko byłem porozmawiać o tym, żeby wykonał pan uchwałę budżetową i zrealizował inwestycje w moim okręgu i nie tylko – kontynuował radny Łyżwa. Burmistrz o wizycie radnego Łyżwy wspomniał tylko raz, bo faktycznie Tomasz Łyżwa rozmawiał na temat remontu ul. Nowej, którą obiecał mieszkańcom w „swoim okręgu”. Zrealizowane obietnice zawsze skutkują szansą na reelekcję w kolejnych wyborach samorządowych, więc bezpośrednio może po marchewkę radny nie przyszedł, ale ową marchewkę chciałby otrzymać w 2024 r. Dieta radnego może być marcheweczką, w porównaniu z pensją burmistrza, bo i takie wysokie aspiracje mają niektórzy spośród radnych. Sprawa, z którą zwrócił się radny Łyżwa do burmistrza, została zawarta w projekcie uchwały, ale po kilku dniach radny głosował przeciwko temu o co poprosił, tłumacząc się decyzją mieszkańców „swojego” okręgu. Ilu było tych mieszkańców „naciskających” na radnego o zmianę decyzji, nie wiadomo, bo do urzędu przychodziło raptem czterech panów mających działki w okręgu wyborczym Tomasza Łyżwy. Innym razem radny wnioskował o wpisanie do budżetu remontu chodnika w „swoim” okręgu i również później głosował przeciwko uchwale, w której pieniądze na ów chodnik się znalazły. Radny Łyżwa jest bardzo niezdecydowany lub szybko zmienia zdanie w niektórych kwestiach, a później winę zrzuca na innych. Jak nie na burmistrza, to na mieszkańców, bo radny chciał, ale nie mógł przecież głosować przeciwko swoim wyborcom, także tym przyszłym. – Pan nie realizuje tych. No niektórzy radni mówili tu o budżecie, ten budżet nie jest realizowany jednak. Mamy, pracujemy nad tym budżetem, wypracowujemy jakiś konsensus, a w ciągu roku i tak niektóre inwestycje są realizowane, a niektóre nie. I jeszcze tak, miałem też propozycję tej przysłowiowej marchewki. Proponował mi pan zastąpić Wojciecha Maślanka na stanowiskumówił Tomasz Łyżwa, ale Wojciech Maślanek przecież żadnego stanowiska nie ma. Zawodowo jest emerytem, a jako radny pełni funkcję przewodniczącego. Pełnienie jakieś funkcji nie jest posadą/stanowiskiem. Robert Kowalczyk stwierdził, że Tomasz Łyżwa publicznie kłamie, bo nigdy niczego takiego mu nie proponował, nigdy na ten temat nie rozmawiali.

Pan radny Tomasz Łyżwa publicznie oświadczył. Proponował pan radnemu Łyżwie stanowisko, które ja piastowałem w tym momenciepotwierdził radny Maślanek.

Mówił pan jeszcze, że jeśli będę inaczej głosował, to i wiele w moim okręgu się zrobi. No niestety ja, tak jak powiedziałem, marcheweczki nie przyjąłem. Jestem okładany tym kijem, co przed chwilą pan to zaprezentował. A co do pańskich słów, które powiedział, no jednak to jest słowo przeciwko słowu. Byliśmy we dwóch i ja podtrzymuję to, że pan mi proponował posadę pana przewodniczącego, bo jeśli wasze zdania się rozeszły chciał pan zmienić kogoś na tym stanowisku.

Analizując jednak słowa radnego Łyżwy można dojść do wniosku, że może mijać się z prawdą. Wojciech Maślanek był członkiem drużyny Kowalczyka w kampanii wyborczej. Na funkcję przewodniczącego rady miał aspiracje również w poprzedniej kadencji, co kiedyś publicznie (na sesji rady) przypomniał mu Romuald Zawodnik – spotkanie w galerii handlowej w Krakowie, zaproponowane przez radnego Maślanek by porozmawiać o wyborze na przewodniczącego. Wówczas Romuald Zawodnik nie wyraził akceptacji takiego pomysłu i jak twierdził, od tego momentu radny Maślanek stał się jego największym oponentem. Wygrywając wybory, Robert Kowalczyk zaproponował radnym, by na przewodniczącego wybrali Wojciecha Maślanka, a jego kontrkandydatem z przeciwnej strony był… Tomasz Łyżwa. Radny Maślanek po wyborze na przewodniczącego nawet usłyszał od burmistrza: „życzę panu, panie Wojciechu, żeby pan łączył radnych”. Jak wygląda łączenie widać na każdym spotkaniu, a po wyborze radny Maślanek powiedział do Tomasza Łyżwy: „nota bene nie wiem, czy był partyjny instruktaż z Radomia, nie zadziałał panie Tomaszu. Tak, że tu chciałbym przestrzec szanowni radni przed partyjniactwem, bo nam w Pionkach, w lokalnym samorządzie partyjniactwo nie jest w ogóle potrzebne. Ja będę chciał ze swojej strony łączyć, połączyć całą radę. Myślę, że każdy radny zgodnie ze złożonym ślubowaniem, ma obowiązek pracować dla miasta i dla jego mieszkańców. Myślę, że wszyscy musimy pomóc panu burmistrzowi zrealizować jego program, za którym opowiedziało się 4 500 naszych mieszkańców. W tym momencie chciałbym zapewnić, że wszystko co uczynię jako przewodniczący rady miasta, będę starał się jak najlepiej swoim działaniem pracować dla miasta i jego mieszkańców”. Starania Wojciecha Maślanka są widoczne. Partyjniactwo w radzie też widać gołym okiem. Wracając jednak do Tomasza Łyżwy, który startował z listy PiS w wyborach, a nie jak Wojciech Maślanek z „drużyny Kowalczyka”, trudno zrozumieć rzekomą propozycję burmistrza, by to Tomasz Łyżwa był nowym kandydatem na „objęcie stanowiska” po przewodniczącym z drużyny, nawet kiedy panów „zdania się rozeszły”. Podobnie zresztą jak „rozeszły się” zdania innych radnych oraz osób spoza tego kręgu. Jak mawiał Alberto Moravia: „ten, który nigdy nie zmienia swoich poglądów, przeważnie takich nie posiada”, więc każdy ma prawo do zmiany zdania w wielu kwestiach. Potwierdza to też Krzysztof Bińkowski cytując byłą już radną, która mawiała, że „tylko krowa zdania nie zmienia”.

Tak kończąc moją wypowiedź. Argumenty radnych za podwyżkami, którzy wzięli od burmistrza przysłowiową marchewkę mnie nie przekonały. Dlatego też, że… dlatego też głosowałem jak głosowałem, przeciwko tym projektom uchwał. I myślę, tak podsumowując, że i panu, panie burmistrzu, i niektórym radnym brakowało wyobraźni i wcześniej, i teraz. No, jeśli się coś robi, trzeba sobie wyobrazić co będzie na przyszłość, co będzie za kilka miesięcy, za pół roku, za rok. A myślę, że przyjdzie nowy burmistrz i z tym miastem sobie poradzi lepiej niż pan – zakończył radny Łyżwa używając niemalże dosłownego cytatu Wojciecha Maślanka z poprzedniej kadencji. Takie słowa padały pod adresem Romualda Zawodnika, kiedy Robert Kowalczyk oficjalnie był kandydatem w wyborach na burmistrza, a Wojciech Maślanek – wielkim orędownikiem tego kandydata.

Radny Krzysztof Bińkowski stanął w obronie „zjadaczy marchewki”, gdyż uznał, że nie dziwi go popieranie propozycji burmistrza przez radnych „zależnych”. Słuszna uwaga radnego, jak przysłowiowy kij, ma dwa końce. W tej radzie są przecież osoby, które zawodowo podlegają np. pod starostę, więc chyba również muszą popierać rozwiązania korzystne dla powiatu, a obciążające budżet miasta.

Nie szedłbym tak daleko w tych ocenach ponieważ każdy ma prawo oceniać, ale odniosę się tylko do tego, co pan burmistrz powiedział tak po krótce, bo normalnym jest, że pan burmistrz będzie dziękował radnym za podjęcie odpowiedzialnej decyzji, ale tu należy zauważyć jak może podjąć inną decyzję, w pana burmistrza oczach jest to odpowiedzialna decyzja, ale jak człowiek w 100% zależny od pana, i to finansowo, bo pan jest przełożonym bezpośrednim niektórych radnych albo inne zależności tu są, może być przeciwny uchwale jakiejkolwiek, którą by pan położył? Moglibyśmy sprawdzić przez te 4, no 3,5 roku wszystkie głosowania i gwarantuję państwu, że każdy radny, ja biorę w cudzysłowiu te zależności, który jest w jakimkolwiek stopniu zależny nigdy nie sprzeciwił się pana uchwale, panie burmistrzu i wcale nie uważam, że to jest tchórzostwo jakieś czy radni nie biorą odpowiedzialności za finanse itd., bo tak jak powiedziałem przy poprzedniej uchwale, raz mamy brać odpowiedzialność, raz pan sam ma tylko brać. To punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. I przepraszam, że poruszę też ten temat, no raz jeden radny, który na tamten moment jakąś tam tą zależność przysłowiową w cudzysłowiu miał, wstrzymał się. I wiemy jaki efekt tego był. Bo ja nie mówię o dalszych decyzjach, konsekwencjach, które sam radny też podjął, ale o tym, co się na tego radnego wylało, to po pierwsze, no i te wycieczki do pracy, które no były zupełnie, zupełnie niepotrzebne, ale to przeszłość. Dlatego mówię, odwaga płynąca z zależności, to nie jest odwaga, to jest zawsze zależność. Zależność i strach przed tym, co mogłoby się wydarzyć w dalszej konsekwencji. Ja cały czas do końca kadencji naprawdę z uporem maniaka będę powtarzał, że bardzo pan dużo dobrych rzeczy zrobił dla mieszkańców, ale dla niektórych tutaj osób, to myślę, że oni powinni na pieszo, na kolanach do Częstochowy w pana intencji zdrowia pójść, ponieważ myślę, że niektórym to pan uratował nawet życie w cudzysłowiu. I naprawdę ja chylę przed panem czoła, bo naprawdę pan się w tych aspektach, co do niektórych osób z pana komitetu zachował super, bo myślę, że żaden człowiek, bo pan jako człowiek jest, jest w porządku człowiekiem, ale to no nie mówmy naprawdę o tych odpowiedzialnościach, bo myślę, że każdemu z nas, każdemu, panu, pani burmistrz, 15-tce radnych, urzędnikom, którzy tu pracują naprawdę jest im urząd ten bliski i ważny, i to miasto, bo dla każdego kto mieszka w tym mieście, jest to dla nas ważne. Wiadomo, zaraz powiemy każdy ma prawo pracować. Tak, ma prawo pracować, ja tego nie oceniam, bo jeśli ktoś jest nieporadny, no to przyjdzie i trzeba mu pomóc. Jeden jest bardziej zaradny, drugi mniej zaradny, ale to, że radni zagłosowali w sześciu, sześciu za tym i powiedzieć, że są odpowiedzialni, a my nie. Wcale nie. Są tacy sami jak i my, którzy zagłosowaliśmy przeciw, a moglibyśmy tu do późnego wieczora sprzeczać się na te argumenty, dlaczego zagłosowali itd. Bo wiemy, że gdyby nie te zależności, znowu wezmę w cudzysłów, to ci radni panie burmistrzu, byli dwoma rękami przez pierwszy rok co niektórzy przeciwni. Przeciwni panie burmistrzu każdej pana uchwale. I to również jest do sprawdzenia dlatego myślę czy już do brzegu płynę, do końca, myślę, że zaburzona jest komunikacja między nami wszystkimi wyznał radny Bińkowski. Zaburzona jest na pewno, gdyż radny swoją całą wypowiedź kierował do burmistrza, ale ani przez chwilę nie patrzył na Roberta Kowalczyka. Zaburzona komunikacja czy brak pewności siebie? – Podkreślane ciągle, że potworzył się obóz totalna opozycja. Nie, dwa obozy się stworzyły – ludzi, którzy popierają burmistrza i którzy mają swoje zdanie, bo tak naprawdę ja to powiedziałem na komisji, ta rada miasta, jakby spojrzeć na poprzednią kadencję, a również uczestniczyłem w tamtej kadencji i były naprawdę burzliwe dyskusje, dużo burzliwsze niż tutaj i naprawdę była takie, takie czasem sytuacje w których myślę, że niektórym ciśnienie skakało do górnych kresek, bo i rady które były, jak posiedzenia albo na Kubie jak były wystąpienia Fidela Castro i myślę, że w każdej radzie tak będzie. Ale myślę, że ta rada, kiedy są, kiedy się z nami rozmawia itd. to tak naprawdę nie podjęła żadnej dla miasta krzywdzącej decyzji. I panie burmistrzu nikt nie powiedział nigdy, że pan cofa miasto itd. Wręcz przeciwnie, ja widzę w panu dużo, dużo więcej plusów niż w poprzednim burmistrzu, ponieważ pan chce rozmawiać i pan nie jest megalomanem, pan nie ma takich zapędów, żeby jakieś wielkości robić, że nie zrobimy chodnika, ponieważ to będzie niekorzystne, bo musimy zrobić drogę, wyciąć drzewa itd. Nie. Tak jak każdy z nas mamy swoje plusy-minusy, jesteśmy tylko ludźmi, ale jest też krzywdzące dla radnych mówię, że mówienie, że my radni nie cofamy czy… żeby użyć dobrego słowa, cofamy, że nie rozwijamy miasta. Nie jest to prawda. Nie jest to prawda. Tylko my po prostu czasem i myślę, że czasem niektórzy z nas na przekór głosują. Tylko myślę, że to jest na tej zasadzie, że ci radni, to jest do sprawdzenia, którzy głosują zawsze, no w liczbie 5, dzisiaj 6, to jakaś taka duża ta liczba jest jak dla mnie nawet, to gdybyśmy zobaczyli, łączą ich z panem zależności, od pana, no nie wiem, jak to ująć, bo to ja nie mówię tego naprawdę na złe, ale trzeba… Panie Zbyszku, gdyby nie było tych pana pięknych figur, to pan też ma swój charakter, nie jest pan człowiekiem spolegliwym do nikogo – ocenił radny, bo Zbigniew Belowski wtrącił: Krzysiu, nie pleć. I dobrze pan wie i teraz pan mówi: pleciesz, później pan powie, że nie plotę itd., ale to nie ma znaczenia naprawdę. Jestem z daleka od oceny, bo mnie zupełnie nikogo ocena mojej osoby nie obchodzi, bo ja przed samym sobą odpowiadam za swoje głosowania itd. i przed mieszkańcami, którzy mnie wybrali, bo musimy przypomnieć sobie, jak już mówimy o tych wyborach, że to ja powiem o tych wyborach. Tak, przypomnijmy sobie kto nas wybrał. My tu, żaden z nas, nikt z nas nie siedzi sobie, bo sobie przyszedł, bo tu jest dobra kawa, herbata, bo tu jest tak wspaniale. Wręcz przeciwnie, ja wszystkich mieszkańców zachęcam zobaczyć tej dobroci, no ale nie ma nawet kawy teraz, panie przewodniczący. Dziękuję.

Włodzimierz Szałabaj chciał, by Tomasz Łyżwa publicznie odpowiedział jaką „marchewkę” otrzymał od burmistrza, by głosować o zmniejszeniu strat w budżecie.

Panie radny, pan wie jaką marchewkę pan otrzymał i pańska rodzina tak, że nie chcę tego tu przeciągać. I tyle, no. To jest posiedzenie rady miasta, tak? W stosownym czasie powiem o tym – odpowiedział radny Łyżwa, choć przecież na posiedzeniu rady właśnie zarzucał radnym korupcję, o której mówi nie pierwszy raz, choć zazwyczaj owe marchewki nazywał „fruktami” bądź „korupcją polityczną”.

Jest pan po prostu wielkim kłamcą. Kłamca i oszust – takimi słowami ocenił Tomasza Łyżwę radny Szałabaj.

Panie radny Łyżwa, czekam na informację publiczną na temat mojej marchewki, ponieważ zostałem zaliczony do tej grupy, więc oczekuję publicznego wyjaśnienia tego tematu. Chcę panu powiedzieć, że ja w odróżnieniu od pana nie potrzebuję kartki przygotowanej wcześniej i mówię to, co chcę powiedzieć i rozumiem to, co się do mnie mówi, jeżeli się mówi po polsku. I aluzji tego typu tolerować nie będę, więc słucham pana – tym razem to Zbigniew Belowski chciał usłyszeć wyjaśnienia.

Tomasz Łyżwa tłumaczył się, że czytał z kartki, którą musiał sobie przygotować, bo burmistrz i inni radni zawsze mu przerywają:

Przygotowałem sobie w skrócie tezy, które chciałem powiedzieć, bo pan, ale i pan burmistrz, i niektórzy mi przerywają w trakcie wypowiedzi, żeby mnie wytrącić jakby z… z formy wypowiedzi, żebym się zdenerwował. A co do pańskich, pan przecież wie, co ja będę panu tu powiedział. Teraz nie jest tu miejsce i pora.

To jest miejsce, jest pora, ponieważ pan to publicznie powiedział o grupie 5 radnychnie odpuszczał radny Belowski, ale Wojciech Maślanek stwierdził, że na sesji w trybie zwyczajnym będzie pora na takie pytania, czym potwierdził, że na tych nadzwyczajnych jest wyłącznie pora na stawianie zarzutów bez konkretnych potwierdzeń.

Zostałem też zaliczony do grupy radnych, którzy otrzymali jakieś marchewki, korzyści itd. i oczekuję od pana radnego Łyżwy, żeby publicznie wygłosił jakie to ja marchewki otrzymałem i jakie korzyści, a ja się z tego chętnie, również w formie oświadczenia po głosowaniu wytłumaczę. Proszę bardzo – zachęcał radny Grzegorz Wąsik.

Ja tylko ad vocem jedno zdanie. Pan burmistrz zwołuje sesje nadzwyczajne i w porządku obrad no nie ma formy takiej dyskusji, żebym ja tu pewne rzeczy udowadniał itd. – próbował wybrnąć z sytuacji Tomasz Łyżwa. Nie ma też w porządku obrad sesji nadzwyczajnej atakowania radnych i opowiadania o marchewkach, kiedyś o fruktach, bo takiego określenia również radny Łyżwa używał, ale widocznie na kartce miał zapisaną inną formę korzyści. Frukty, marchewki czy inne składniki diety radnego mają swój czas i miejsce, kiedy mówią o nich atakujący. Atakowani mają wysłuchać, a jeśli żądają wyjaśnień, których na kartce nikt nie zapisał, to ogłaszana jest przerwa na ochłonięcie, bo to najlepsza forma ucieczki od niezręcznych sytuacji, których atakujący nie przewidzieli w scenariuszu występu przed kamerami.

Pan jako radny pomówił innych na sesji. Pan nie rozumie tego, panie? – pytał Zbigniew Belowski, a Tomasz Łyżwa odpowiedział, że przecież radny Belowski wie, tylko „udaje Greka”.

Krótko odniosę się do słów i do informacji, którą przekazał pan radny Tomasz Łyżwa. Patrząc panu w oczy, to naprawdę po tym co usłyszałem, serce moje krwawi – oświadczył Wojciech Maślanek zwracając się do Roberta Kowalczyka.

Piotr Nowak wyjaśnił, że głosował za propozycjami burmistrza z innych powodów niż marchewkowa zachęta – „ja nie lubię marchewki”.

Kiedy radni, przyjęli projekt uchwały, którego przyjęcie nakazuje ustawa, a radny Maślanek pozwolił sobie na stwierdzenie: „wbrew, wbrew opiniom, że tu radni głosują, głosują komuś… przeciw, pełna zgoda. W głosowaniu wszyscy radni wzięli udział, za głosów 12, przeciw brak i wstrzymujących głosów brak”, Grzegorz Wąsik zapytał „czy coś w międzyczasie się wydarzyło i ci pozostali radni dostali jakieś marchewki?skoro tym razem zagłosowali dokładnie tak, jak „zjadacze marchewek”.

Wysoka rado, wysoka, wysoka rado państwo, państwo radni naprawdę, naprawdę proszę powstrzymać się od takich, od takich dogryzań i, i przekazywania takich, tak takich informacjiodpowiedział przewodniczący, choć to jego zastępca „dogryzał i przekazywał informacje” o marchewkach za głosowania.

Podsumowując jakże długą dyskusję o marchewkach, cytując radnego Łyżwę, „trzeba mieć wyobraźnię i przewidywać skutki” swoich decyzji. A skutkiem decyzji 6 radnych bez marchewek jest to, że burmistrz nie może dokonać żadnych płatności, w tym także tych wynikających z prawomocnego wyroku sądu. Tym samym wyobraźnia podpowiedziała radnym, że lepiej poczekać aż komornik zajmie konto urzędu miasta na kwotę 1 mln 130 tys. zł plus dodatkowo ok. 200 tys. zł na pokrycie swoich kosztów. Podatki lokalne pozostają na poziomie przyjętym w 2017 roku, a stawka opłaty za zagospodarowanie odpadów na poziomie z 2020 r. Tym samym radni miejscy poradzili sobie z rosnącymi kosztami i zniwelowali inflację w sposób łatwy i szybki, choć jak twierdzi rząd RP i prezes NBP wcale nie jest to takie proste. Można? Można! Wystarczy mieć wyobraźnię i nie jeść marchewek.

Przeczytaj również