Każda próba oceny działalności, przynajmniej części radnych nazywana jest przez nich pomówieniem. Dodatkowo chcieliby również ograniczyć prawo gwarantujące wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Dla radnych hejt na anonimowych forach internetowych lub posty w mediach społecznościowych wypisywane przez „niezidentyfikowane” osoby, są tym samym co opinia zarejestrowanych redakcji na temat działalności samorządowej osób sprawujących mandat.
Prawem każdego obywatela RP jest, póki co, wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. Jednak czym innym jest prawo do wyrażania swoich poglądów przez dziennikarzy, a czym innym tzw. wolność słowa, która często mylona jest z obraźliwymi lub nieprawdziwymi sformułowaniami umieszczanymi w mediach społecznościowych czy niszowych forach, które służyć mają grupie ludzi zajmujących się głównie oczernianiem innych bez ponoszenia odpowiedzialności. Radna Wioletta Grzywacz ostrzega wszystkich, którzy zamieszczają cokolwiek w internecie:
– Po ostatniej sesji też właśnie sporo hejtu wylało się na moją osobę, ale myślę, że do tego wszystkiego przyjdzie pora się odnieść. Natomiast naprawdę to urzędnicy czy urzędu miasta, czy pracujący w spółkach podległych miastu naprawdę niech uważają na słowa. Niech uważają na słowa, niech uważają co zamieszczają na swoich prywatnych, swoich prywatnych, osób prywatnych postach na facebooku czy innych wiadomych tutaj czy mediach innych, czy blogach. Naprawdę niech uważają na to co piszą, bo ja to wszystko myślę, że przyjdzie czas, na pewno się do tego odniosę. Ale to jeszcze nie jest pora i czas na to. Nie pozwolę sobie też na to, żeby w ten sposób mnie traktowano za to tylko, że nie głosuję panie burmistrzu razem z panem, razem z pańskimi radnymi. Jestem radną, myślę, myślę… (…). Myślę, że tego się wkrótce odniosę.
Wojciech Maślanek dodał, że pracownicy urzędu dopuszczają się skandalicznych rzeczy. Za pozwoleniem burmistrza używają nawet „takich obrzydliwych stwierdzeń” i miał tu na myśli, że ośmielono się napisać, że radni zadają tendencyjne pytania. Prym w tym kierunku bez wątpienia wiedzie sam przewodniczący, który nawet ostatnio stwierdził i „pouczył” burmistrza: „niech sobie pan zapamięta dokładnie, jeżeli przewodniczący rady Wojciech Maślanek, Pionki podkreślę, pyta pana o coś, to ja pytam już retorycznie, bo ja już znam odpowiedź”.
Pytanie retoryczne, to takie które zadaje się nie dla uzyskania odpowiedzi, lecz w celu skłonienia odbiorcy do przemyśleń na określony temat, podkreślenia wagi problemu. Ewentualnie jest to pytanie, na które odpowiedź jest oczywista. Tendencyjne pytania to pytanie pułapka, a więc taktyka zadawania pytań w taki sposób, aby uzyskać odpowiedź, którą można wykorzystać przeciwko swojemu rozmówcy. Najczęściej stosuje się ją przy zadawaniu pytania, które zakłada coś, co nie zostało udowodnione lub zaakceptowane. Przykładem tendencyjnego pytania może być to stawiane co jakiś czas przez przewodniczącego, które dotyczy rozstrzygnięć w sprawie projektu Zielone Pionki, bo radni mówią o wstrzymaniu środków z winy burmistrza i jego współpracowników, choć nadal sprawa jest wyjaśniana i nic nie jest przesądzone. Albo chociażby te, dotyczące ważności Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, który został przyjęty w 2011 r. i wciąż przecież obowiązuje, ale tak postawione pytanie sugeruje, że może burmistrz posługuje się nieaktualnymi planami.
Wioletta Grzywacz wspomniała o hejcie, czyli anonimowym obrażaniu, ośmieszaniu i poniżaniu, do którego chce się odnieść wkrótce. Póki co ostrzegła, przede wszystkim urzędników oraz pracowników spółek miejskich, by uważali na słowa jakie publikują pod jej adresem, bo nie pozwoli sobie na nie tylko dlatego, że „nie głosuje” z burmistrzem. Jednak publikowanie na stronie internetowej, nawet gminnej, zgodnych z prawdą i rzetelnych sprawozdań z jawnych posiedzeń jej organów, ale również krytycznych ocen działalności publicznej pozostaje pod ochroną prawną i jest prawnie dopuszczalne – zdaniem Sądu Najwyższego, który uznaje, że nawet negatywne podsumowanie działalności radnego, które nie odnosi się bezpośrednio do oceny jego osoby, ale do jego konkretnych działań jest prawnie dopuszczalne. Powszechnie akceptowalne jest również stanowisko o konieczności znoszenia przez osoby publiczne, a więc również radnych gminy, krytyki o większym nasileniu, ostrzejszej formie, stanowiącej nieunikniony element dysputy politycznej.
Tyle, że mało kto wie o jakim hejcie oraz słowach mówiła radna Grzywacz i co właściwie miała na myśli. Znana jest już z tego, że w przestrzeń publiczną rzuca jakieś hasło, a jeśli ktoś chce się dopytać o szczegóły poruszanej sprawy odpowiada, żeby „nie ciągnąć jej za język”, bo to nie jest miejsce i czas na wyjaśnienia.