Radny Maślanek idzie o krok dalej – teraz organizuje pracę w spółce miejskiej i chce dyktować burmistrzowi kogo wolno zapraszać na sesje

Radny Maślanek idzie o krok dalej – teraz organizuje pracę w spółce miejskiej i chce dyktować burmistrzowi kogo wolno zapraszać na sesje

Ostrą wymianą zdań na wtorkowej sesji zakończyło się wtrącenie w dyskusję radnych słów „w GUSie trzeba sprawdzić” przez jednego z przedstawicieli spółki PWKC. Przewodniczący rady straszył nawet wyrzuceniem z sali, a kwestia nieznajomości statutu czy regulaminu rady miasta została skomentowana właściwie pomówieniem, za które radny Paweł Kobylas mówi, że może zostać podany do sądu.

Podczas obrad, osoby z publiczności będące na sali, nie mogą zabierać głosu, a już na pewno nie wolno im odnieść się w żaden sposób do stawianych im zarzutów, snucia insynuacji na ich temat itp. To nie pierwszy już raz, gdy niektórzy radni wymieniają nazwiska osób uczestniczących w obradach i dowolnie wypowiadają się na ich temat, choć wiedzą, że druga strona głosu zabrać nie może, by sprostować nieprawidłowości wypowiadane publicznie, najczęściej z premedytacją. Jednak jak wskazuje regulamin rady, osoby zaproszone przez burmistrza nie są zwykłą publicznością, bo występują w roli ekspertów.

Podobnie też było na ostatniej sesji, choć dyskusję wywołało jedynie drobne wtrącenie do wypowiedzi radnego Pawła Kobylasa, który pytał burmistrza o wysokość średniej krajowej pensji w Polsce. Robert Kowalczyk odpowiedział, że nie zna odpowiedzi na to pytanie, a siedzący na sali jeden z przedstawicieli PWKC wtrącił wówczas, że „w GUSie trzeba sprawdzić”.

Panie Dolega, proszę przez stół nie dopowiadać. Nie jest pan u siebie w PWKC, przyszedł pan tu jako gość, a po raz kolejny zakłóca nam pan tutaj obrady – stwierdził radny, bo faktycznie przedstawiciele spółki miejskiej PWKC przyszli na komisję budżetu i odbywającą się zaraz po niej sesję.

Na prośbę pana przewodniczącego komisji budżetu poprosiłem przedstawicieli spółki PWKC i również poprosiłem ich o to żeby przyszli na sesję, ale to wcale nie znaczy, że będę z siebie zdejmował obowiązki jako nadzór właścicielski czy będę umiał odpowiedzieć na najbardziej zagmatwane pytania jakie będzie można tutaj zadać, bo po to tu jesteśmy żebyśmy odpowiadali na wszystkie pytania – mówił podczas komisji Robert Kowalczyk, któremu niektórzy radni zarzucają, że jak spółki zrobią coś dobrego dla mieszkańców, to burmistrz twierdzi, że jest właścicielem, a jak spółki są krytykowane, to podobno mówi, że nie ma ze spółkami nic wspólnego.

Na spotkaniach z mieszkańcami w sprawie kosztów centralnego ogrzewania, organizowanych przez burmistrza z udziałem przedstawicieli PWKC, na pytania głównie odpowiadał Robert Kowalczyk, chyba, że pytanie dotyczyło wyliczeń lub kwestii znanych tylko zarządowi lub prezesom spółdzielni mieszkaniowych. Niektórzy radni odebrali więc to po swojemu uważając, iż burmistrz unika odpowiedzialności. Nie jest tajemnicą, że 100% udziałowcem w miejskich spółkach w Pionkach jest zawsze burmistrz, bo tak wynika z Aktu Założycielskiego. Również podczas długiej wtorkowej debaty właściwie na wszystkie pytania radnych odpowiadał Robert Kowalczyk, a pytań było sporo, bo radni miejscy chcieli wiedzieć wszystko: od zarobków członków zarządu i rady nadzorczej, przez plany wyjścia z emisji, moce kotłów, ceny zakupu węgla, sytuację finansową spółki, modernizację sieci ciepłowniczych, budowę kotłowni gazowych, zapisy ustaw, dane z GUS, historię budowy oczyszczalni ścieków, analizę słuszności budowy saunarium itp.

Kiedy Paweł Kobylas zwrócił uwagę przedstawicielowi PWKC, ten odpowiedział, że radny nie jest od tego, żeby instruować i odesłał do regulaminu rady.

–  Że pan kiedyś był przewodniczącym i tu panu na wszystko pozwalali, żeby mieć spokój, zatrudnili pana w PWKC, to nie jesteśmy teraz w PWKC – odparł radny Kobylas. Slogan o zatrudnianiu „dla spokoju” wielokrotnie był już wykorzystywany, również przez innych radnych, w zależności od tematu rozmowy i rozmówców. – Proszę mnie podać do sądu, jeżeli to jest nieprawda.

Widzicie państwo, przewodniczący rady, prosiłem na wstępie o stonowanie emocji w dyskusji. No pan radny, pan przepraszam Dolega jako pracownik miejskiej spółki PWKC, niech pan posłucha, panie Dolega – wtrącił Wojciech Maślanek. Na pytanie rozmówcy, czy w związku z tym będzie mógł się odnieść do wypowiedzi, przewodniczący odparł: – U siebie w PWKC panie, panie, panie Dolega. Niech pan mnie teraz dokładnie posłucha. Niech pan mnie nie zmusza, żebym pana usunął z sali, to jest po pierwsze, za przeszkadzanie w obradach posiedzenia sesji rady miasta Pionki. A po drugie, to chciałbym zapytać pana burmistrza od razu przy tej okazji skandalicznej. Panie burmistrzu, ja myślę, że panu prezesowi Pyrytowi (prezesowi spółki PWKC), ja nie neguję, bo nikogo oczywiście nie wyprosimy, ale naprawdę na przyszłość, to myślę, że panu prezesowi Pyrytowi nie potrzeba adiutantów czy członków, czy pracowników, żeby nie wzmacniali pozycji, tylko naprawdę jedna osoba wystarczy, bo w tej chwili to pan prezes tu powinien być na sali obrad, a dwóch pracowników spółki PWKC powinno wykonywać swoje obowiązki za które pobierają wynagrodzenie.

Prezes PWKC był na sali podczas posiedzenia komisji oraz na sesji, na co uwagę zwrócił burmistrz, a i przewodniczący doskonale o tym wiedział, gdyż niewiele osób spoza kręgu radnych zazwyczaj przychodzi by słuchać dyskusji radnych. Pracownicy samorządowi zawsze pojawią się na prośbę burmistrza, chyba że zakresu ich obowiązków służbowych wynika inaczej.

Wtorkowe posiedzenia dotyczyły głównie PWKC, bo to spółce radni mieli udzielić corocznego poręczenia gwarancji kredytu, a więc wszyscy liczyli się z serią pytań dotyczących działań przedsiębiorstwa. Niemniej prezes nie musi znać odpowiedzi na wszystkie pytania jakie tylko zechcą zadać radni, bo nie od dziś wiadomo, że wachlarz wątpliwości radni miewają ogromny, a swoje pytania często kierują do osób, które w danym temacie mogą wiedzieć niewiele. Tak jak ostatnio jedna radna pytała skarbnik miasta, ile miasto posiada węgla, choć skarbnik jest raczej od finansów, a nie od zaopatrzenia.

Ja mówię, że powinien być w takiej sytuacji tylko prezes, natomiast dwóch pracowników spółki powinno wykonywać swoje obowiązki – stwierdził radny Maślanek, który uznaje, że skoro jest przewodniczącym rady, to najwyraźniej może decydować o tym, gdzie pracownicy mogą lub powinni przebywać, choć od tego, gdzie akurat znajduje się pracownik decyduje zazwyczaj jego bezpośredni przełożony, a nie przewodniczący rady. Obowiązkiem przewodniczącego jest organizowanie pracy rady miasta i prowadzenie obrad. Ma także możliwość jako jedyny spośród radnych, zwracać na sesjach uwagę gościom, jeśli zakłócają oni porządek obrad, bądź naruszają powagę sesji.

Wszystkie posiedzenia rady są jawne. Jawność posiedzeń zapewnia się w szczególności poprzez:

  1. podanie zawiadomienia o terminie sesji do publicznej wiadomości,
  2. umożliwienie prasie i innym mediom sporządzania sprawozdań z posiedzeń rady,
  3. umożliwienie publiczności obserwowania obrad rady.

Osoby wyznaczone przez burmistrza mogą brać udział w posiedzeniach bez żadnego zaproszenia, choć to akurat części radnym najwyraźniej przeszkadza, nawet jeśli odbywa się to w ramach obowiązków służbowych, a nawet w czasie wolnym od pracy.

Wracając jednak do sytuacji na sesji, to przewodniczący rady po uprzednim ostrzeżeniu może nakazać opuszczenie sali tym osobom spośród publiczności, które swoim zachowaniem zakłócają porządek obrad. Jednak pracownik PWKC nie występował w roli publiczności, raczej w roli „eksperta spoza grona rady”, jak wynika z zapisów regulaminu rady miasta Pionki oraz statutu i mógł być dopuszczony do głosu przez przewodniczącego na wniosek jednego z radnych bądź burmistrza. Do zarzutów czy słów kierowanych pod swoim adresem, jak najbardziej mógł odnieść się na sali obrad, a nie tylko „u siebie w PWKC”. Tylko osoby z publiczności, będące obserwatorami posiedzenia, nie mogą uczestniczyć w dyskusji.

Przeczytaj również

Komentarze